W kinie dziś nie będzie nikt, branża z kłopotami

Polskie kina w 2019 roku ustaliły dwa nowe rekordy - w liczbie sprzedanych biletów i kwocie przychodów. Biletów kupiliśmy ponad 60 mln sztuk a przychody kin z ich sprzedaży wyniosły 1,13 mld zł. Była radość i huk korków od szampana.

Kinom szło świetnie, w tym roku miało być jeszcze lepiej, ale niestety, przyszedł wirus i powiedział "zostajecie w domach". I skończył się sen złoty o kolejnym rekordzie. Zamiast niego niektóre z sieci będą miały kłopoty, wynikające nie tylko z lockdownu, ale i prowadzonej przez siebie w ubiegłym roku polityki obniżek cen biletów.

Z powodu zamknięcia w marcu kin, branża już wie, że będą duże straty. Trzy miesiące przerwy przełożyły się na 11 mln mniej widzów niż oczekiwano. Bawiąc się w prostą matematykę, oznacza to brak wpływów z samych biletów w kwocie co najmniej 200-300 mln zł. A gdzie popcorn, nachosy i napoje chłodzące?

Wspomniana obniżka cen przełoży się być może na nieco większe audytorium, ale niewiadomą jest, czy uda się tych tańszych biletów sprzedać na tyle dużo, żeby miało to ekonomiczny sens. Nie wiemy czy ubiegłoroczne zmiany cenników największych sieci utrzymają się w obecnej sytuacji, czy branża postanowi się po otwarciu kin szybko odkuć. A tu trzeba ostrożnie, powoli i z namysłem, bo przez trzy miesiące pandemii ludzie przyzwyczaili się do myśli, że owszem, może i premier kinowych blockbusterów nie ma za dużo, ale serwisy VOD oferują sporo filmów i seriali, które nie są gorsze od tego, co do tej pory widzieliśmy na dużym ekranie. Zwłaszcza, gdy możemy je sobie obejrzeć kiedy chcemy, na wybranej przez nas głośności, w wersji z napisami polskimi, innymi, lektorem albo dubbingiem do wyboru. I nikt nas nie katuje trzydziestoma minutami reklam przed seansem.

Możemy zaklinać rzeczywistość i mówić, że wcale tak nie jest, ale kina się odrobinę rozleniwiły i zrobiły trochę bezczelne. Nawet nie chcę nawiązywać do absurdalnych cen przekąsek, bo te dwie godziny seansu można jakoś wytrzymać na czczo, ale przykre było aroganckie zamykanie uszu na argumenty widzów, że może jednak 18 stopni na sali to nie jest strefa komfortu dla większości widzów, a ustawianie głośności filmu na wartości na granicy bólu nie sprzyja koncentracji podczas oglądania filmu. Z jakiegoś powodu na sali miało być za zimno i za głośno, a wszelkie głosy sprzeciwu były zbywane przez branżę wzruszeniem ramion i ucinane krótkim "tak ma być".

Wszyscy mają świadomość, że duży ekran z dobrym nagłośnieniem przebija każde kino domowe, ale czy na pewno wszystkie filmy wymagają tak bombastycznej oprawy? Branża myślała, że zawsze będzie jak było, jesteśmy na krzywej rosnącej, bijemy kolejne rekordy, widzowie niech nie narzekają, bo dzięki naszym kosmicznym technologiom, mogą nie tylko oglądać filmy, ale i prawie w nie wejść. Oczywiście uprzednio obejrzawszy półgodzinny blok reklamowy.

Tyle tylko, że niektórzy wcale w taki przebasowany i za głośny film wchodzić nie chcą, oglądanie reklam w zimnie też nie sprawia im przyjemności, zwłaszcza gdy na wyciągnięcie ręki jest alternatywa w postaci kanapy, miękkiego koca, kubka kawy i miseczki precelków za 4 złote. Branża serwisów streamingowych tę potrzebę bardzo szybko skojarzyła, wyciągnęła w stronę widzów pomocną dłoń, a myśmy ją z wielką ochotą przyjęli.

Zdarzyło się kilka rzeczy bez precedensu, z których najgłośniejszą była chyba "premiera" filmu "Sala samobójców. Hejter" w serwisach VOD. Piszę "premiera", bo akurat "Hejter" zdążył pobyć w kinach dwa tygodnie. Ale już "W lesie dziś nie zaśnie nikt" wskoczył od razu do internetu, bo twórcy nie chcieli czekać na otwarcie kin. Jasne, duże i głośne tytuły nigdy nie zagoszczą od razu na Netflixie czy HBO i na nowego Bonda będziemy musieli poczekać, aż ruszą kina, ale pewien konsensus został częściowo złamany.

Ale to jeszcze nie koniec kłopotów. Z uwagi na pandemię, w tym roku powstanie zdecydowanie mniej filmów. Co za tym idzie, oferta kinowa będzie bardzo skromna. I jak się połączy tańsze bilety, mniejszą widownię, ludzi przyzwyczajonych do streamingu (niektórzy naprawdę nie widzą różnicy między ekranem kinowym a swoim domowym projektorem z dobrym nagłośnieniem) i tegoroczną skurczoną ofertę filmową, mamy prosty przepis na zapaść w branży.

Lubię duży ekran, dlatego mam nadzieję, że zapaść nie spowoduje zamykania kin. Zamiast tego życzyłbym sobie, żeby w końcu ktoś usiadł i na spokojnie pomyślał, że być może branie od ludzi pieniędzy bez przejmowania się ich prośbami i sugestiami, to nie jest najlepszy pomysł na budowanie lojalności widza w czasach, gdy w każdej chwili może być gorzej. Wiemy w końcu, jak wygląda u nas wypłaszczanie krzywej.

Dlatego chciałbym operatorów kin poprosić o dwie rzeczy. Podgrzejcie swoje sale i ściszcie swoje filmy. To będzie niezły początek.

 

Photo by Denise Jans on Unsplash


/
/artykul/5796/w-kinie-dzis-nie-bedzie-nikt-branza-z-klopotami

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Cookies. Możesz samodzielnie określić warunki przechowywania lub dostępu plików cookie w Twojej przeglądarce.