Spóźniony autobus miejski, temat znany wszystkim. W Warszawie kiedyś na podstawie rozkładu jazdy, można było regulować zegarki, potem miasto się zakorkowało i wszystko się popsuło.
Autobusy jeżdżą jak chcą, irytacja pasażerów rośnie, czy można coś z tym w końcu zrobić? Przykład Tymona Radzika pokazuje, że tak. We wrześniu 2017 roku pan Tymon jechał do szkoły. Autobusy nie przyjeżdżały od kilkunastu minut, co zazwyczaj oznacza poważny wypadek i zakorkowanie pół miasta, ewentualnie zdjęcie pojazdów z linii, z powodu ważnych przyczyn. Przewoźnicy przyzwyczaili się, że w takiej sytuacji nie ma się czym przejmować, bo przecież pasażerowie sobie jakoś poradzą.
Pan Radzik poradził sobie świetnie, najpierw sprawdził ekologiczne alternatywy (spacer, rower miejski), a gdy okazało się, że do szkoły w ten sposób nie zdąży, wziął Ubera i zdążył. Przejazd kosztował go 22,23 zł. Po wszystkim, pasażer wysłał pismo do ZTM-u, w którym domagał się zwrotu tej kwoty. ZTM przeprosił, jak to zwykł był robić, wysłał oświadczenie o spóźnieniu autobusu i sprawę kazał wyjaśniać z przewoźnikiem, firmą Arriva.
Arriva, która obsługiwała tę linię, z rozbrajającą szczerością odparła, że pan Tymon, jako posiadacz biletu kwartalnego, a więc regularny użytkownik transportu zbiorowego, powinien znać życie i powinien się liczyć z opóźnieniami. To uroczy argument.
Sprawa trafiła do sądu, który po dwóch latach pochylił się nad tematem, pomyślał 10 minut i nie przychylił się do opinii przewoźnika. Stwierdził natomiast, że przewoźnicy komunikacji miejskiej są odpowiedzialni za terminowość odjazdów środków publicznego transportu zbiorowego. Sąd uznał również, że odpowiedzialnością przewoźnika jest reagowanie w przypadku korków i zatorów. Co więcej, właśnie przewoźnika, a nie ustalającego w Warszawie rozkłady Zarządu Transportu Miejskiego. Jeśli przewoźnik podpisał umowę na wykonywanie usługi, której częścią jest rozkład, według którego ma jeździć, to ma obowiązek się go trzymać.
Arriva ma zapłacić 80 złotych, czyli przejazd Uberem plus koszty sądowe. Wyrok zapadł w pierwszej instancji, przewoźnik nie zdecydował jeszcze, czy będzie się od niego odwoływał. W sumie nawet jeżeli wyrok się nie utrzyma, to jest dość ciekawy. Możemy dochodzić odszkodowania za opóźnione loty. Nie jest to łatwe, ale działa. Od niedawna, w wyniku nacisku UE, podobne rozwiązania przyjęto dla przewozów autokarowych. Jednak odpowiedzialność za opóźnienie w komunikacji miejskiej to nowość.