To z oceanów wyszliśmy na ląd. Tiktaalik, akanto- i ichtiostegi dały początek całemu szeregowi zdarzeń ewolucyjnych, którego ukoronowaniem jest człowiek. I człowiek, poczuwszy się koroną stworzenia i władcą szczytu łańcucha pokarmowego, postanowił się oceanowi, swojej kolebce, odwdzięczyć.
Wrzucając do niego tyle plastikowego śmiecia, że wystarczyło go, między innymi, do uformowania Wielkiej Pacyficznej Plamy Śmieci. Pozwólcie, że poświęcę jej kilka słów.
Mówi się, że dzisiaj nie da się niczego odkryć, bo wszystko już zostało odkryte. Otóż jest to nieprawda, gdyż WPPŚ odkrył w 1997 roku Charles Moore. Wcześniej, bo w roku 1988, jej istnienie postulowali badacze, prowadzący prace na Alasce. Prądy oceaniczne uformowały ją ze śmieci i plastikowych odpadów, i dryfowała sobie przez lata po Pacyfiku, między Kalifornią a Hawajami. Jakiś czas potem okazało się, że ma siostrę, która ma dyżur bardziej na zachód, między Hawajami a Japonią. Potem odkryto jeszcze kilka takich skupisk.
Odnajdywanie takich pływających wysypisk nie jest łatwe, ponieważ to nie jest zwarta konstrukcja powiązana sznurkiem. Koncentracja plastiku w centralnym punkcie Plamy wynosi 100 kg na kilometr kwadratowy, na obwodach jest to zaledwie 10 kg/km2. Dlatego sama nazwa jest nieco myląca. Plama jest w rzeczywistości Zawiesiną.
Nie wiadomo ile tego śmiecia tam jest, ale szacunki mówią, że może to być 50 tys. ton. Są jednak również tacy pesymiści, którzy twierdzą, że pływa 130 tys. ton. Żeby uzmysłowić skalę problemu, posłużę się płetwalem błękitnym, największym znanym stworzeniem na Ziemi. W wersji lżejszej, Plama waży tyle co 263 tys. płetwali. I gdybyśmy je ułożyli, jednego za drugim, to sięgałyby z mojego dużego pokoju na Mokotowie aż do miasta Chattanooga w stanie Tennessee. Jeżeli zaś założymy, że plama jest cięższa, to te płetwale opaszą prawie równo pół równika. A przecież mówimy tu tylko o jednym skupisku plastikowych śmieci, po oceanach pływa tego więcej.
Plama ma powierzchnię 1,6 mln km2. To sześciokrotna powierzchnia Polski albo prawie trzy Francje. Najgorsze w tej pływającej wyspie jest to, że w większości składa się z fotodegradowalnych tworzyw sztucznych. Mają one tę przykrą właściwość, że nie ulegają pełnemu rozkładowi, tylko rozpadają się na pył. I ten pył, tworzący zawiesinę, i większe odpady, trafiają do łańcucha pokarmowego. Negatywne efekty tym spowodowane dotykają ponad 250 gatunków zwierząt.
Świat przyglądał się temu z dużym zainteresowaniem i minimalną aktywnością do 2008 roku. To wtedy ruszyły projekty oczyszczenia oceanu z tego plastiku, które jednak nie przyniosły jakichś zdecydowanych akcji. Dopiero w 2012 roku światu objawił się holenderski student Boyan Slat, który na TEDxDelft opowiedział o swoim projekcie The Ocean Cleanup. Zainteresowały się nim media, zainteresowały się tłumy. Odpalił croundfunding, zebrał 2,2 mln dolarów i zaczął tworzyć urządzenie do likwidacji Wielkiej Zawiesiny.
Projekt jest genialny w swojej prostocie. System 001 to rura o długości sześciuset metrów, do której podwieszon są sieci. Konstrukcja jest pasywna, to znaczy nie ma żadnych silników, które by nią poruszały. Ustawiona w kształt gigantycznej litery U, dryfuje sobie z tym samym prądem, który spowodował nagromadzenie śmieci, i powolutku je zgarnia. Ponieważ wystaje nad powierzchnię, popycha ją wiatr, więc rusza się szybciej od śmieci, dzięki czemu ma szansę je wyłapać. Co jakiś czas do Systemu 001 podpływa statek, który zbiera plastik a odciążona konstrukcja kontynuuje swoją podróż. Na filmie widać, jak to działa.
Twórca ocenia, że w ciągu pięciu lat System 001 będzie w stanie zgarnąć połowę Plamy. Aktualnie zmierza ku wodom testowym, gdzie przez dwa tygodnie będzie bacznie obserwowany. Jeżeli testy pójdą pomyślnie, konstrukcja ruszy w dalszą drogę. 1000 mil, dzielących ją od Wielkiej Pacyficznej Plamy Śmieci ma pokonać w dwa, trzy tygodnie. Myślę, że tej inicjatywie warto nie tylko kibicować, ale i wesprzeć. Zapraszam na stronę projektu, gdzie można wrzucić jednorazową kwotę lub ustawić stałe zlecenie. Nie będą to zmarnowane pieniądze.